sobota, 24 października 2015

Chapter six: Diego & Jane POV'S


Spraw bym czuł ciepło,
 spraw bym poczuł chłód.

(Diego)

Następnego dnia po koncercie, mamy dzień wolnego. Cały dzień na wyrywanie panienek. O tak. Wczoraj niestety żadnej mi się nie udało zaciągnąć do łóżka. To miasto jest jakieś dziwne.Chyba z desperacji pójdę do Jane.Nie! To lesba. Nigdy bym jej nie tknął.W dodatku jest popieprzona. Brzydzę się, że nawet o tym pomyślałem. Chociaż w sumie jakby na to patrzeć,to kobieta. Ładna,ale głupia.
Idę do kuchni zrobić sobie kawę. Leon śpi. Francesca nieźle go wczoraj zdołowała.Pamiętam co ten facet przez nią przeżywał.Nie było dnia,gdyby nie mówił o jej boskim ciele,zapachu,oczach,włosach,charakterze...
Był zakochany po uszy. I wydaję mi się,że nadal jest,ale się tego boi.To tylko moje skromne zdanie. A kto słucha zdania,Diego Hernadeza? Nikt.
Biorę duży łyk kawy. Verdas wchodzi do kuchni w samych bokserkach. Ma potargane włosy i wory pod oczami. Wygląda mało interesująco. Jeśli chcę wyrwać Francesce, musi wziąć się za siebie bo nic z tego nie będzie.
-Ciężka noc? - pytam.
Leon patrzy na mnie ze znudzeniem. Leje sobie pepsi do szklanki. Piję, żeby uniknąć odpowiedzi. Gdy odkłada szklankę na blat, odpowiada a może jednak warczy:
-Zajmij się swoim życiem,Hernadez.
Kiwam głową.
-Nie wyżywaj się na mnie bo jakaś laska złamała ci serce.
-Francesca nic mi nie złamała.
-Wcale. A to,że cię nie kocha nie zrobiło na tobie żadnego wrażenia?
-Nie.
-Jasne.
***

Około czwartej po południu idę do pokoju Jane i Fran. Leon mnie po prostu wkurza. Siedzi i słucha muzyki. I tak już od kilku godzin. Naprawdę jedna dziewczyna aż tak zawróciła mu w głowie? Niech popatrzy na mnie. Żyję z dnia na dzień.Codziennie inna. Codziennie nowa.
Pukam mocno,nie będę się pieprzył. Otwiera Jane. Suka.
-Zawołaj Fran - rozkazuje.
-Teraz ty? Wy faceci jesteście niemożliwi - kręci głową i woła Francesce. - A i tak na marginesie, słaba ta twoja dzisiejsza fryzurka - uśmiecha się sztucznie i odchodzi.
Fran staje w drzwiach w niebieskim szlafroku i mokrych włosach. Naturalna.
-Diego? Dzisiaj macie wolne, nie pamiętasz?
-Możesz coś zrobić z Leonem? Już z nim nie wytrzymuje. Siedzi na kanapie w słuchawkach na uszach i milczy. Zachowuje się jakby był psychiczny!
No dobra, przyznam wam się. To część mojego super-planu.
-Dlaczego?
-Chyba przez ciebie.
-Przeze mnie? - pyta zdziwiona. -Co ja mu zrobiłam? Wszystko sobie wyjaśniliśmy. Jest okej między nami.
-Idź do niego. Proszę. Ja zostanę z Jane.
-Tylko muszę się ubrać i...
-Nie! To musi być teraz.Już.W tym momencie. Chyba widział cię już w różnych sytuacjach,szlafrok to dla niego nic.
-W sumie racja. To idę. Zaraz wrócę.
Francesca idzie do naszego pokoju a ja wchodzę do pokoju jej i Jane.
-Gdzie Fran?
-Poszła do Leona - siadam obok Jane na kanapie.
-Będzie się działo?
-Mam taką nadzieje.
-Tylko wiesz,że Fran go nie kocha? Ale tak serio.
Patrzę na nią zdziwiony.
-Mówiła ci coś?
Przytakuję.
-Ona chcę,żeby Leon był jej przyjacielem. Nic więcej.
-Zalewasz - mówię - To niemożliwe. - dodaje.
-Na chuj wam spikać ich jeszcze raz? - wstaje i idzie do kuchni.
Wyciąga z lodówki dwa energetyki, wraca i podaje mi jednego.
-To miłość.
-Miłość jest tylko na filmach,Hernadez.
-Wiem. Też tak twierdze,ale w ich przypadku to coś innego. Leon mnie denerwuje. Niech się weźmie w garść. Nie widziałem innego rozwiązania niż Fran.
-Napij się i nie gadaj już tyle.
Słucham Jane i biorę łyk napoju.
***

Nie mam pojęcia co wydarzyło się pomiędzy Cauviglią a Verdasem. Oboje milczą. Nie obchodzi mnie już to, szczerze powiedziawszy. To ich życie. Niech robią co chcą. Są dorośli.
Pod wieczór wszyscy idziemy paczką do klubu. Jakoś udało mi się namówić Leona,choć nalegał,że zostaje do wieczora w pokoju hotelowym.
Nie musimy się ukrywać. Po drodze parę osób nas zaczepia. Zawsze lubiłem być w centrum uwagi. Verdas ma jednak odwrotnie. Trzęsie się jak galareta. Ciota. Jane też nie lubi fanów. Nie dlatego,że nie lubi być w centrum uwagi  - choć też nie bardzo za tym przepada - ale dlatego,że uważa iż jest osobą,która nie może mieć fanów,ponieważ nie robi nic wyjątkowego.Coś w tym jednak jest.
Wybieramy największy i najlepszy klub w San Francisco. Tłum jest ogromny.Coś czuję,że to będzie najlepsza noc w moim życiu. Tyle tu zajebistych lasek...
Po kilku minutach trochę ogarniamy się w tym miejscu. Ja siedzę przy barze z Jane,Leonem i Fede a Adam i Francesca poszli tańczyć. O dziwo Verdas nie chciał iść z nią na parkiet. Sam sobie robi krzywdę. Federico wstaję.
-Idę potańczyć. Może kogoś poznam - oznajmia i rusza w stronę parkietu.
Śmieje się cicho. Fede i wyrywanie lasek. Oczywiście.
-Ja też idę - mówi Leon zaskakując nas i robi to samo.
 Muszę zostać z Jane. Dlaczego aż tak mnie pokarało? Prawdę mówiąc nic takiego do niej nie mam. Oprócz tego,że jest wkurwiająca.
-A ty nie idziesz zaliczyć jakiejś dziewczyny? - sączy swoje mojito i uśmiecha się niewinnie.
-Spokojnie. Jeszcze przyjdzie na to czas.
-Mam nadzieję.

(Jane)

Gdy Diego idzie do toalety, ruszam do akcji. Podchodzę do jakiegoś gościa, w miarę przystojnego. Chociaż nie mnie to oceniać. Ja się tam nie znam.
-Cześć. Chciałbyś trochę zarobić? - pytam i po chwili tego żałuję. Wychodzę na dziwkę.
Facet uśmiecha się szeroko.
-Co masz na myśli?
-Pochyl się trochę - mówię.
Chłopak robi to o co go proszę. Pochyla się a ja zaczynam tłumaczyć mu do ucha, mój plan.
Kończę,a on ze zdziwioną miną przytakuję.
-Jestem w stanie dać 100 dolców - dodaję.
-Okej -odpowiada krótko.- Liczyłem w sumie na coś innego. Ładna jesteś.
-Jestem lesbijką,sorry.
-Rozumiem.
-Czekaj na mój znak - mówię i wracam na swoje miejsce.
Hernadez przychodzi. Zamówiłam mu z dziesięć kolejek wódy.
-Napijmy się - proponuję.
-Właśnie pijemy.
-Ale czegoś mocniejszego. Zamówiłam coś dla ciebie.
Barman stawia pierwszy kieliszek przed moim ,,przyjacielem''.
-Zdrowie! - krzyczę i unoszę swojego drinka. Stukamy się.
Po około 10 minutach,Diego jest spity na maksa.Właśnie oto mi chodziło. Nie kontaktuje i gada jakieś głupoty.
-Wiesz Jane, jesteś bardzo śliczną kobietą - bełkoczę. Robi to tak śmiesznie,że w innej sytuacji wybuchłabym śmiechem. No,ale plan to plan. Należy mu się kara. I to solidna.
Kiwam w stronę tego gościa. On podchodzi i pomaga mi zabrać Diego na górę do pokoju.
W klubach są prawie zawsze pokoje na górze, gdzie wszyscy uprawiają seks. Bardzo przydatne.
Kładziemy Hernadeza na łóżku. Chłopak, którego nadal imienia nie znam, ściąga koszulę i kładzie się obok Diego. Wyciągam swój telefon z kieszeni spodni i cykam im fotkę. Facet uśmiecha się szeroko i tuli do Hernadeza. Oczywiście ten już prawie śpi i nie wie co się dzieje. Śmieje się najciszej jak potrafię, żeby go nie zbudzić. Teraz już nie będzie robił sobie jaj z mojego homoseksualizmu. Mam na niego haka.
-Dzięki. Mam z pięć zdjęć. Wystarczy - zwracam się do gościa. -Tak w ogóle to jak masz na imię? - zdaję sobie sprawę,że nadal nie poznałam jego imienia.
-Conor - odpowiada krótko.
-Okej. Więc Conor, tu masz swoje obiecane 100 dolarów. Dzięki za pomoc - podaje mu pieniądze.
-Tylko nie publikuj nigdzie tych zdjęć. A jak chcesz już to zrobić, to zakryj mi twarz.
-Wiadomo. Jeszcze raz bardzo dziękuje - uśmiecham się i Conor wychodzi.
Patrzę na Diego. Nie może tu zostać. Piszę sms-a do Leona z prośbą o pomoc. Odpisuje niemal natychmiastowo. Oddycham z ulgą,że mój plan się powiódł.

xxx
*Jeśli przeczytałeś to skomentuj*

Witajcie kochani!
Dzisiaj lekka zmiana, mianowicie rozdział pisany z dwóch innych perspektyw. Nie bójcie się następny będzie normalnie z perspektywy Leona :*
Rozdział chyba nie wymaga już poprawek,a jeśli tak to poprawię je kiedy indziej, bo teraz już nie mam na to siły.
Akcja zaczyna się rozwijać i na pewno będzie więcej takich ,,przypałów'' z Diego i Jane :D No to do następnego :*

CV.

sobota, 17 października 2015

Chapter five: Envy


Świat szybki jak młody wiatr 
Pędzi co tchu 
I nie ma czasu na miłość już 

Noc była ciężka. Jane i Diego cały czas sobie dogryzali, musieliśmy ich pilnować, żeby znowu się nie pobili. Nie spałem nawet godziny, za to patrzyłem jak robi to Fran. Wyglądała tak niewinnie. Pamiętam, jak przebudziłem się rano, po naszej pierwszej nocy i patrzyłem jak śpi. To był piękny widok. Mógłbym napisać o tym piosenkę. Choć i tak nikt nigdy nie zrozumie, co tak naprawdę czułem tamtego ranka.
Do San Francisco dojeżdżamy około 11 rano. Plan jest taki: Dwie godziny przerwy, próba, przerwa i o 19 koncert. Po koncercie czas dla fanów i czas na odpoczynek. Następnego dnia cały dzień wolny. Czuję, że będzie idealnie.
Hotel w którym się zatrzymujemy jest trochę mniejszy od poprzedniego w NY, przynajmniej tak wygląda na oko. Jednak, gdy wchodzimy, czuje się prawie tak samo jak w domu. Jest przytulnie. Fran chyba też się podoba, bo widzę w jej oczach ten słynny zachwyt i błysk. Nie widać,żeby był to jakiś hotel dla sław. Raczej jest taki spokojny.
James prowadzi nas do pokoi. Jane będzie miała pokój z Fran,a reszta ma tak samo jak w Nowym Yorku. Czyli znowu muszę wysłuchiwać Diego.
-Kiedyś ją zabije! Rozumiesz?! - drze się,gdy jesteśmy sami.
Nie rozumiem go. Sam tego chciał. Mógł się nie odzywać.
-Rozpierdoliła mi oko.No popatrz! - pokazuję mi małego siniaka pod okiem.
Prawie wcale go nie widać.Trzeba by było bardzo się wysilić, żeby go zobaczyć.
-Nie dramatyzuj. Sam się o to prosiłeś.
-Po czyjej jesteś stronie?! - dalej wrzeszczy.
-W tym wypadku, Jane miała rację. Byłeś chamem. Nawet gorzej niż chamem.
Diego otwiera szeroko oczy. Pewnie nie może uwierzyć, że jego najlepszy przyjaciel się z nim nie zgadza. No trudno. Nigdy nie byłem taki jak on. I nie będę. Musi się z tym pogodzić.
-Zawiodłeś mnie - mówi dramatycznie i łapie się za serce.
Śmieje się na ten widok.
-Ta żmija jeszcze pożałuję,że się urodziła - stwierdza po całym przedstawieniu.
-Myślałem,że ją jednak lubisz.
-To skomplikowane.

***

Próba przebiega bardzo sprawnie. Francesca siedzi na widowni i nam wiwatuje. Cieszę się, że pojechała z nami. Myślałem,że ostatni raz się widzimy. Zaskoczyła mnie. Zresztą ona taka jest. Miała nagrywać płytę,zająć się swoją sławą, swoim życiem. A ona rzuciła wszystko, no prawie wszystko,z dnia na dzień, żeby spędzić ze mną więcej czasu. Może nie powiedziała tego w prost,ale tak to odczuwam. Tylko co będzie dalej? Po San Francisco,mamy odwiedzić jeszcze kilka miast,a potem koniec trasy. Czasami czuję się przytłuczony tym wszystkim. Sławą,zespołem,trasą. Są dni,kiedy naprawdę nie daje sobie z tym rady.
-Ej - podchodzi do mnie Diego,kiedy kończymy próbę. - Mówiłem ci o fance z Nowego Yorku?
-Nie - zaprzeczam.
Znowu muszę wysłuchiwać jego miłosnych uniesień z fankami. Też miałem skorzystać. Jednak potoczyło się inaczej. I w sumie się z tego cieszę. Muszę z tym skończyć. Choćby i dlatego, że wróciła Fran.
-Stary, boże, żałuj, że nie wyrwałeś żadnej panienki. Ale tam były laski! Chyba nigdy nie zapomnę tamtej nocy. Ta dziewczyna była magiczna!
Pierwszy raz widzę, żeby Diego się aż tak fascynował jakąś głupią napaloną fanką.
-Pływałem z Fran w jeziorze. Nago. To było warte więcej niż głupi seks z nieznajomą - klepie go po ramieniu i odchodzę, zostawiając go w lekkim szoku.
Wracamy grupą do hotelu. Zatrzymuje Fran.
-Co robisz do naszego koncertu? Mamy 4 godziny przerwy. Może gdzieś pójdziemy?
Patrzy mi prosto w oczy. Zawsze wierzyłem w to, że w nich czyta. Że potrafi przejrzeć mnie na wylot. Chyba miałem rację.
-A może wyrwiesz jakąś napaloną fankę, co? - pyta złośliwie.
Dowiedziała się. Głupi Diego! Kiedyś go zabije.
-To nie tak.
-Nie, wcale. Mogłeś mi powiedzieć, że przez ostatnie dwa lata o mnie zapomniałeś i pieprzyłeś się pewnie ze setką kobiet!
Kurwa,kiedy zdążył jej nagadać?
-Zachowujesz się, jakbyś była zazdrosna.
-Może jestem! Kurde, Leon, ja wypłakiwałam oczy, nawet nie byłam z nikim w związku. Okej,przyznaje spałam z jakimś gościem. Raz w ciągu dwóch lat! Czasami mam ochotę się na ciebie rzucić, bo tak brakuje mi bliskości.
-Nie obrażę się, jeśli to zrobisz - uśmiecham się seksownie.
Fran daje mi w twarz. Z liścia!
-Ała - łapie się za czerwony policzek.
-Jesteś dziwkarzem.- mówi i idzie prosto do swojego pokoju, kręcąc biodrami na prawo i lewo.
Ona wie jak to na mnie działa. Zrobiła to celowo.
Wchodzę do pokoju.Diego leży i coś czyta. Podchodzę bliżej. No nie! 50 twarzy Greya. Jaki idiota.
-Ty na serio? - unoszę brwi.
Jeszcze chwila i wybuchnę niepohamowanym śmiechem.
-Muszę urozmaicać swoją widzę na temat seksu - mówi głosem jakiegoś profesora.
-I niby ta książka ma ci w tym pomóc?
-No, nawet idę na film do kina. Idziesz?
Łapie się za głowę.
-Jesteś pojebany - mówię.
Wyciągam papierosa z kieszeni i idę na balkon,żeby zapalić. Francesca jest zła,ale też wiem, że nie będzie gniewać się długo. Jakbym sam jej powiedział, byłoby gorzej. Tak to przynajmniej usłyszała to od kogoś innego. Właśnie!
-Diego? - gaszę papierosa i podchodzę do przyjaciela. -Co ty nagadałeś Fran?
-Powiedziałem, że lubisz seks i robisz to prawie po każdym koncercie z fankami. A co?
-Idę po Jane.
-Po co?
-Żeby ci wpierdoliła.

***

Przed koncertem, pale jeszcze dwa papierosy. Jestem już gotowy,jak nigdy dotąd. Fran się nie odzywa. Jane za to obiecała mi, że pomoże mi zabić Diego tak,żeby wyglądało to na samobójstwo. Przynajmniej tyle. Gramy dzisiaj tylko niecałe dwie godziny dla małej publiczności. Lubię takie występy. Mniej się przed nimi stresuje.
-Trzy minuty! - słyszę.
Zakładam słuchawki do uszu i poprawiam swoją czarną skórzaną kurtkę. Oddycham głęboko. Dam radę. Zrobię to co zawszę. Umiem.

***

Dokładnie po 8 wieczorem koncert dobiega końca. Nie było źle. Publiczność śpiewała z nami. A ja nie stresowałem się ani na chwilę. Wiedziałem co mam śpiewać,tekst płynął z moich ust,jakby śpiewał ktoś zupełnie inny. Dla takich chwil, czasami warto żyć. Jeszcze muszę złapać Fran. Widzę jak rozmawia z Jane, za kulisami. Diego poszedł wyrwać jakąś laskę. Fede i Adam rozdają autografy i robią selfie z fanami. Mnie też zaraz to czeka.
-Hej,możemy pogadać? - podchodzę do dziewczyn. Patrzę prosto w oczy Francesci.
-Zostawić was samych? - pyta Jane podejrzliwie.
Cauviglia kiwa głową i Jane odchodzi. Stoimy twarzą w twarz.
-Wiesz, że taki nie jestem. Stałem się taki. Diego się trochę do tego przyczynił. Nasze rozstanie się do tego przyczyniło. Zespół,stres...mógłbym tak wymieniać godzinami. Gdybyś nie wyjechała,gdybyś była ze mną, byłoby okej. Moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Ale los nie chciał miłosnej sielanki. Chciał to - zdobywam się na szczerość. To zawsze na nią działało. Mam nadzieje, że teraz też podziała.
-Wierzę ci - stwierdza po chwili. - Ale poczułam ukłucie zazdrości w sercu. Nie mam zielonego pojęcia dlaczego.Przecież nic już do ciebie nie czuję.
,,Nic już do ciebie nie czuje'' te słowa trafiają do mnie z podwojoną siłą. Czuję się znowu jakbym dostał od niej w twarz. Dosłownie.

xxx
*Jeśli przeczytałeś to skomentuj*

Dzisiaj trochę później niż zwykle :) Mam wielką nadzieje,że to opowiadanie nie jest takie złe. Zawsze możecie napisać co o nim sądzicie. Nie obrażę się. Wiem,że nie jestem jakąś superową pisarką, zdania czasami się nie kleją,ale staram się. Wkładam w pisanie całe swoje serducho, nawet jeśli mi nie wychodzi.Z czasem akcja się rozwinie, to dopiero początek. 
I jeśli chodzi o to,że jest tu Leoncesca a nie Leonetta, to mi bardzo przykro. Leonetta jest przereklamowana, wszędzie jej pełno. A opowiadań o Leonie i Francesce prawie wcale nie ma. Dobra, kończę. 
Do zobaczenia za tydzień, nic się nie zmieniło :*

CV.