Strony

sobota, 24 października 2015

Chapter six: Diego & Jane POV'S


Spraw bym czuł ciepło,
 spraw bym poczuł chłód.

(Diego)

Następnego dnia po koncercie, mamy dzień wolnego. Cały dzień na wyrywanie panienek. O tak. Wczoraj niestety żadnej mi się nie udało zaciągnąć do łóżka. To miasto jest jakieś dziwne.Chyba z desperacji pójdę do Jane.Nie! To lesba. Nigdy bym jej nie tknął.W dodatku jest popieprzona. Brzydzę się, że nawet o tym pomyślałem. Chociaż w sumie jakby na to patrzeć,to kobieta. Ładna,ale głupia.
Idę do kuchni zrobić sobie kawę. Leon śpi. Francesca nieźle go wczoraj zdołowała.Pamiętam co ten facet przez nią przeżywał.Nie było dnia,gdyby nie mówił o jej boskim ciele,zapachu,oczach,włosach,charakterze...
Był zakochany po uszy. I wydaję mi się,że nadal jest,ale się tego boi.To tylko moje skromne zdanie. A kto słucha zdania,Diego Hernadeza? Nikt.
Biorę duży łyk kawy. Verdas wchodzi do kuchni w samych bokserkach. Ma potargane włosy i wory pod oczami. Wygląda mało interesująco. Jeśli chcę wyrwać Francesce, musi wziąć się za siebie bo nic z tego nie będzie.
-Ciężka noc? - pytam.
Leon patrzy na mnie ze znudzeniem. Leje sobie pepsi do szklanki. Piję, żeby uniknąć odpowiedzi. Gdy odkłada szklankę na blat, odpowiada a może jednak warczy:
-Zajmij się swoim życiem,Hernadez.
Kiwam głową.
-Nie wyżywaj się na mnie bo jakaś laska złamała ci serce.
-Francesca nic mi nie złamała.
-Wcale. A to,że cię nie kocha nie zrobiło na tobie żadnego wrażenia?
-Nie.
-Jasne.
***

Około czwartej po południu idę do pokoju Jane i Fran. Leon mnie po prostu wkurza. Siedzi i słucha muzyki. I tak już od kilku godzin. Naprawdę jedna dziewczyna aż tak zawróciła mu w głowie? Niech popatrzy na mnie. Żyję z dnia na dzień.Codziennie inna. Codziennie nowa.
Pukam mocno,nie będę się pieprzył. Otwiera Jane. Suka.
-Zawołaj Fran - rozkazuje.
-Teraz ty? Wy faceci jesteście niemożliwi - kręci głową i woła Francesce. - A i tak na marginesie, słaba ta twoja dzisiejsza fryzurka - uśmiecha się sztucznie i odchodzi.
Fran staje w drzwiach w niebieskim szlafroku i mokrych włosach. Naturalna.
-Diego? Dzisiaj macie wolne, nie pamiętasz?
-Możesz coś zrobić z Leonem? Już z nim nie wytrzymuje. Siedzi na kanapie w słuchawkach na uszach i milczy. Zachowuje się jakby był psychiczny!
No dobra, przyznam wam się. To część mojego super-planu.
-Dlaczego?
-Chyba przez ciebie.
-Przeze mnie? - pyta zdziwiona. -Co ja mu zrobiłam? Wszystko sobie wyjaśniliśmy. Jest okej między nami.
-Idź do niego. Proszę. Ja zostanę z Jane.
-Tylko muszę się ubrać i...
-Nie! To musi być teraz.Już.W tym momencie. Chyba widział cię już w różnych sytuacjach,szlafrok to dla niego nic.
-W sumie racja. To idę. Zaraz wrócę.
Francesca idzie do naszego pokoju a ja wchodzę do pokoju jej i Jane.
-Gdzie Fran?
-Poszła do Leona - siadam obok Jane na kanapie.
-Będzie się działo?
-Mam taką nadzieje.
-Tylko wiesz,że Fran go nie kocha? Ale tak serio.
Patrzę na nią zdziwiony.
-Mówiła ci coś?
Przytakuję.
-Ona chcę,żeby Leon był jej przyjacielem. Nic więcej.
-Zalewasz - mówię - To niemożliwe. - dodaje.
-Na chuj wam spikać ich jeszcze raz? - wstaje i idzie do kuchni.
Wyciąga z lodówki dwa energetyki, wraca i podaje mi jednego.
-To miłość.
-Miłość jest tylko na filmach,Hernadez.
-Wiem. Też tak twierdze,ale w ich przypadku to coś innego. Leon mnie denerwuje. Niech się weźmie w garść. Nie widziałem innego rozwiązania niż Fran.
-Napij się i nie gadaj już tyle.
Słucham Jane i biorę łyk napoju.
***

Nie mam pojęcia co wydarzyło się pomiędzy Cauviglią a Verdasem. Oboje milczą. Nie obchodzi mnie już to, szczerze powiedziawszy. To ich życie. Niech robią co chcą. Są dorośli.
Pod wieczór wszyscy idziemy paczką do klubu. Jakoś udało mi się namówić Leona,choć nalegał,że zostaje do wieczora w pokoju hotelowym.
Nie musimy się ukrywać. Po drodze parę osób nas zaczepia. Zawsze lubiłem być w centrum uwagi. Verdas ma jednak odwrotnie. Trzęsie się jak galareta. Ciota. Jane też nie lubi fanów. Nie dlatego,że nie lubi być w centrum uwagi  - choć też nie bardzo za tym przepada - ale dlatego,że uważa iż jest osobą,która nie może mieć fanów,ponieważ nie robi nic wyjątkowego.Coś w tym jednak jest.
Wybieramy największy i najlepszy klub w San Francisco. Tłum jest ogromny.Coś czuję,że to będzie najlepsza noc w moim życiu. Tyle tu zajebistych lasek...
Po kilku minutach trochę ogarniamy się w tym miejscu. Ja siedzę przy barze z Jane,Leonem i Fede a Adam i Francesca poszli tańczyć. O dziwo Verdas nie chciał iść z nią na parkiet. Sam sobie robi krzywdę. Federico wstaję.
-Idę potańczyć. Może kogoś poznam - oznajmia i rusza w stronę parkietu.
Śmieje się cicho. Fede i wyrywanie lasek. Oczywiście.
-Ja też idę - mówi Leon zaskakując nas i robi to samo.
 Muszę zostać z Jane. Dlaczego aż tak mnie pokarało? Prawdę mówiąc nic takiego do niej nie mam. Oprócz tego,że jest wkurwiająca.
-A ty nie idziesz zaliczyć jakiejś dziewczyny? - sączy swoje mojito i uśmiecha się niewinnie.
-Spokojnie. Jeszcze przyjdzie na to czas.
-Mam nadzieję.

(Jane)

Gdy Diego idzie do toalety, ruszam do akcji. Podchodzę do jakiegoś gościa, w miarę przystojnego. Chociaż nie mnie to oceniać. Ja się tam nie znam.
-Cześć. Chciałbyś trochę zarobić? - pytam i po chwili tego żałuję. Wychodzę na dziwkę.
Facet uśmiecha się szeroko.
-Co masz na myśli?
-Pochyl się trochę - mówię.
Chłopak robi to o co go proszę. Pochyla się a ja zaczynam tłumaczyć mu do ucha, mój plan.
Kończę,a on ze zdziwioną miną przytakuję.
-Jestem w stanie dać 100 dolców - dodaję.
-Okej -odpowiada krótko.- Liczyłem w sumie na coś innego. Ładna jesteś.
-Jestem lesbijką,sorry.
-Rozumiem.
-Czekaj na mój znak - mówię i wracam na swoje miejsce.
Hernadez przychodzi. Zamówiłam mu z dziesięć kolejek wódy.
-Napijmy się - proponuję.
-Właśnie pijemy.
-Ale czegoś mocniejszego. Zamówiłam coś dla ciebie.
Barman stawia pierwszy kieliszek przed moim ,,przyjacielem''.
-Zdrowie! - krzyczę i unoszę swojego drinka. Stukamy się.
Po około 10 minutach,Diego jest spity na maksa.Właśnie oto mi chodziło. Nie kontaktuje i gada jakieś głupoty.
-Wiesz Jane, jesteś bardzo śliczną kobietą - bełkoczę. Robi to tak śmiesznie,że w innej sytuacji wybuchłabym śmiechem. No,ale plan to plan. Należy mu się kara. I to solidna.
Kiwam w stronę tego gościa. On podchodzi i pomaga mi zabrać Diego na górę do pokoju.
W klubach są prawie zawsze pokoje na górze, gdzie wszyscy uprawiają seks. Bardzo przydatne.
Kładziemy Hernadeza na łóżku. Chłopak, którego nadal imienia nie znam, ściąga koszulę i kładzie się obok Diego. Wyciągam swój telefon z kieszeni spodni i cykam im fotkę. Facet uśmiecha się szeroko i tuli do Hernadeza. Oczywiście ten już prawie śpi i nie wie co się dzieje. Śmieje się najciszej jak potrafię, żeby go nie zbudzić. Teraz już nie będzie robił sobie jaj z mojego homoseksualizmu. Mam na niego haka.
-Dzięki. Mam z pięć zdjęć. Wystarczy - zwracam się do gościa. -Tak w ogóle to jak masz na imię? - zdaję sobie sprawę,że nadal nie poznałam jego imienia.
-Conor - odpowiada krótko.
-Okej. Więc Conor, tu masz swoje obiecane 100 dolarów. Dzięki za pomoc - podaje mu pieniądze.
-Tylko nie publikuj nigdzie tych zdjęć. A jak chcesz już to zrobić, to zakryj mi twarz.
-Wiadomo. Jeszcze raz bardzo dziękuje - uśmiecham się i Conor wychodzi.
Patrzę na Diego. Nie może tu zostać. Piszę sms-a do Leona z prośbą o pomoc. Odpisuje niemal natychmiastowo. Oddycham z ulgą,że mój plan się powiódł.

xxx
*Jeśli przeczytałeś to skomentuj*

Witajcie kochani!
Dzisiaj lekka zmiana, mianowicie rozdział pisany z dwóch innych perspektyw. Nie bójcie się następny będzie normalnie z perspektywy Leona :*
Rozdział chyba nie wymaga już poprawek,a jeśli tak to poprawię je kiedy indziej, bo teraz już nie mam na to siły.
Akcja zaczyna się rozwijać i na pewno będzie więcej takich ,,przypałów'' z Diego i Jane :D No to do następnego :*

CV.

sobota, 17 października 2015

Chapter five: Envy


Świat szybki jak młody wiatr 
Pędzi co tchu 
I nie ma czasu na miłość już 

Noc była ciężka. Jane i Diego cały czas sobie dogryzali, musieliśmy ich pilnować, żeby znowu się nie pobili. Nie spałem nawet godziny, za to patrzyłem jak robi to Fran. Wyglądała tak niewinnie. Pamiętam, jak przebudziłem się rano, po naszej pierwszej nocy i patrzyłem jak śpi. To był piękny widok. Mógłbym napisać o tym piosenkę. Choć i tak nikt nigdy nie zrozumie, co tak naprawdę czułem tamtego ranka.
Do San Francisco dojeżdżamy około 11 rano. Plan jest taki: Dwie godziny przerwy, próba, przerwa i o 19 koncert. Po koncercie czas dla fanów i czas na odpoczynek. Następnego dnia cały dzień wolny. Czuję, że będzie idealnie.
Hotel w którym się zatrzymujemy jest trochę mniejszy od poprzedniego w NY, przynajmniej tak wygląda na oko. Jednak, gdy wchodzimy, czuje się prawie tak samo jak w domu. Jest przytulnie. Fran chyba też się podoba, bo widzę w jej oczach ten słynny zachwyt i błysk. Nie widać,żeby był to jakiś hotel dla sław. Raczej jest taki spokojny.
James prowadzi nas do pokoi. Jane będzie miała pokój z Fran,a reszta ma tak samo jak w Nowym Yorku. Czyli znowu muszę wysłuchiwać Diego.
-Kiedyś ją zabije! Rozumiesz?! - drze się,gdy jesteśmy sami.
Nie rozumiem go. Sam tego chciał. Mógł się nie odzywać.
-Rozpierdoliła mi oko.No popatrz! - pokazuję mi małego siniaka pod okiem.
Prawie wcale go nie widać.Trzeba by było bardzo się wysilić, żeby go zobaczyć.
-Nie dramatyzuj. Sam się o to prosiłeś.
-Po czyjej jesteś stronie?! - dalej wrzeszczy.
-W tym wypadku, Jane miała rację. Byłeś chamem. Nawet gorzej niż chamem.
Diego otwiera szeroko oczy. Pewnie nie może uwierzyć, że jego najlepszy przyjaciel się z nim nie zgadza. No trudno. Nigdy nie byłem taki jak on. I nie będę. Musi się z tym pogodzić.
-Zawiodłeś mnie - mówi dramatycznie i łapie się za serce.
Śmieje się na ten widok.
-Ta żmija jeszcze pożałuję,że się urodziła - stwierdza po całym przedstawieniu.
-Myślałem,że ją jednak lubisz.
-To skomplikowane.

***

Próba przebiega bardzo sprawnie. Francesca siedzi na widowni i nam wiwatuje. Cieszę się, że pojechała z nami. Myślałem,że ostatni raz się widzimy. Zaskoczyła mnie. Zresztą ona taka jest. Miała nagrywać płytę,zająć się swoją sławą, swoim życiem. A ona rzuciła wszystko, no prawie wszystko,z dnia na dzień, żeby spędzić ze mną więcej czasu. Może nie powiedziała tego w prost,ale tak to odczuwam. Tylko co będzie dalej? Po San Francisco,mamy odwiedzić jeszcze kilka miast,a potem koniec trasy. Czasami czuję się przytłuczony tym wszystkim. Sławą,zespołem,trasą. Są dni,kiedy naprawdę nie daje sobie z tym rady.
-Ej - podchodzi do mnie Diego,kiedy kończymy próbę. - Mówiłem ci o fance z Nowego Yorku?
-Nie - zaprzeczam.
Znowu muszę wysłuchiwać jego miłosnych uniesień z fankami. Też miałem skorzystać. Jednak potoczyło się inaczej. I w sumie się z tego cieszę. Muszę z tym skończyć. Choćby i dlatego, że wróciła Fran.
-Stary, boże, żałuj, że nie wyrwałeś żadnej panienki. Ale tam były laski! Chyba nigdy nie zapomnę tamtej nocy. Ta dziewczyna była magiczna!
Pierwszy raz widzę, żeby Diego się aż tak fascynował jakąś głupią napaloną fanką.
-Pływałem z Fran w jeziorze. Nago. To było warte więcej niż głupi seks z nieznajomą - klepie go po ramieniu i odchodzę, zostawiając go w lekkim szoku.
Wracamy grupą do hotelu. Zatrzymuje Fran.
-Co robisz do naszego koncertu? Mamy 4 godziny przerwy. Może gdzieś pójdziemy?
Patrzy mi prosto w oczy. Zawsze wierzyłem w to, że w nich czyta. Że potrafi przejrzeć mnie na wylot. Chyba miałem rację.
-A może wyrwiesz jakąś napaloną fankę, co? - pyta złośliwie.
Dowiedziała się. Głupi Diego! Kiedyś go zabije.
-To nie tak.
-Nie, wcale. Mogłeś mi powiedzieć, że przez ostatnie dwa lata o mnie zapomniałeś i pieprzyłeś się pewnie ze setką kobiet!
Kurwa,kiedy zdążył jej nagadać?
-Zachowujesz się, jakbyś była zazdrosna.
-Może jestem! Kurde, Leon, ja wypłakiwałam oczy, nawet nie byłam z nikim w związku. Okej,przyznaje spałam z jakimś gościem. Raz w ciągu dwóch lat! Czasami mam ochotę się na ciebie rzucić, bo tak brakuje mi bliskości.
-Nie obrażę się, jeśli to zrobisz - uśmiecham się seksownie.
Fran daje mi w twarz. Z liścia!
-Ała - łapie się za czerwony policzek.
-Jesteś dziwkarzem.- mówi i idzie prosto do swojego pokoju, kręcąc biodrami na prawo i lewo.
Ona wie jak to na mnie działa. Zrobiła to celowo.
Wchodzę do pokoju.Diego leży i coś czyta. Podchodzę bliżej. No nie! 50 twarzy Greya. Jaki idiota.
-Ty na serio? - unoszę brwi.
Jeszcze chwila i wybuchnę niepohamowanym śmiechem.
-Muszę urozmaicać swoją widzę na temat seksu - mówi głosem jakiegoś profesora.
-I niby ta książka ma ci w tym pomóc?
-No, nawet idę na film do kina. Idziesz?
Łapie się za głowę.
-Jesteś pojebany - mówię.
Wyciągam papierosa z kieszeni i idę na balkon,żeby zapalić. Francesca jest zła,ale też wiem, że nie będzie gniewać się długo. Jakbym sam jej powiedział, byłoby gorzej. Tak to przynajmniej usłyszała to od kogoś innego. Właśnie!
-Diego? - gaszę papierosa i podchodzę do przyjaciela. -Co ty nagadałeś Fran?
-Powiedziałem, że lubisz seks i robisz to prawie po każdym koncercie z fankami. A co?
-Idę po Jane.
-Po co?
-Żeby ci wpierdoliła.

***

Przed koncertem, pale jeszcze dwa papierosy. Jestem już gotowy,jak nigdy dotąd. Fran się nie odzywa. Jane za to obiecała mi, że pomoże mi zabić Diego tak,żeby wyglądało to na samobójstwo. Przynajmniej tyle. Gramy dzisiaj tylko niecałe dwie godziny dla małej publiczności. Lubię takie występy. Mniej się przed nimi stresuje.
-Trzy minuty! - słyszę.
Zakładam słuchawki do uszu i poprawiam swoją czarną skórzaną kurtkę. Oddycham głęboko. Dam radę. Zrobię to co zawszę. Umiem.

***

Dokładnie po 8 wieczorem koncert dobiega końca. Nie było źle. Publiczność śpiewała z nami. A ja nie stresowałem się ani na chwilę. Wiedziałem co mam śpiewać,tekst płynął z moich ust,jakby śpiewał ktoś zupełnie inny. Dla takich chwil, czasami warto żyć. Jeszcze muszę złapać Fran. Widzę jak rozmawia z Jane, za kulisami. Diego poszedł wyrwać jakąś laskę. Fede i Adam rozdają autografy i robią selfie z fanami. Mnie też zaraz to czeka.
-Hej,możemy pogadać? - podchodzę do dziewczyn. Patrzę prosto w oczy Francesci.
-Zostawić was samych? - pyta Jane podejrzliwie.
Cauviglia kiwa głową i Jane odchodzi. Stoimy twarzą w twarz.
-Wiesz, że taki nie jestem. Stałem się taki. Diego się trochę do tego przyczynił. Nasze rozstanie się do tego przyczyniło. Zespół,stres...mógłbym tak wymieniać godzinami. Gdybyś nie wyjechała,gdybyś była ze mną, byłoby okej. Moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Ale los nie chciał miłosnej sielanki. Chciał to - zdobywam się na szczerość. To zawsze na nią działało. Mam nadzieje, że teraz też podziała.
-Wierzę ci - stwierdza po chwili. - Ale poczułam ukłucie zazdrości w sercu. Nie mam zielonego pojęcia dlaczego.Przecież nic już do ciebie nie czuję.
,,Nic już do ciebie nie czuje'' te słowa trafiają do mnie z podwojoną siłą. Czuję się znowu jakbym dostał od niej w twarz. Dosłownie.

xxx
*Jeśli przeczytałeś to skomentuj*

Dzisiaj trochę później niż zwykle :) Mam wielką nadzieje,że to opowiadanie nie jest takie złe. Zawsze możecie napisać co o nim sądzicie. Nie obrażę się. Wiem,że nie jestem jakąś superową pisarką, zdania czasami się nie kleją,ale staram się. Wkładam w pisanie całe swoje serducho, nawet jeśli mi nie wychodzi.Z czasem akcja się rozwinie, to dopiero początek. 
I jeśli chodzi o to,że jest tu Leoncesca a nie Leonetta, to mi bardzo przykro. Leonetta jest przereklamowana, wszędzie jej pełno. A opowiadań o Leonie i Francesce prawie wcale nie ma. Dobra, kończę. 
Do zobaczenia za tydzień, nic się nie zmieniło :*

CV.

sobota, 10 października 2015

Chapter four: Memories


Ta noc kończy się 
Nie pozwólmy odejść jej 

O 1 w nocy nadal jestem z Fran w tym samym miejscu. Porozmawialiśmy tak jak dawniej,czuję się jak nowo narodzony. Nagle Francesca wstaje i zaczyna ściągać z siebie ubrania.
-Co robisz? - pytam zdziwiony.
-Nie pamiętasz? Prawie zawsze nocą pływaliśmy w jeziorze. No dawaj! Będzie fajnie.
-Nie wiem czy to dobry pomysł...
-Wspaniały! - krzyczy. Jest już w samej bieliźnie. - Raz się żyję - mówi i te słowa mnie przekonują.
Zawsze tak mówiła. ,,Życie jest piękne'' ,,Liczą się tylko chwilę'' ,,Raz się żyję'' albo ,,W życiu piękne są tylko chwile'' 
Pomimo tylu krzywd, pozostawała optymistką każdego dnia. I nadal nią jest.
Ściągam wszystko i po chwili jestem już w samych bokserkach. Fran podchodzi do mnie blisko i szepcze mi do ucha:
-Do naga - mówi to tak seksownie, że nie mogę się jej oprzeć.
Jutro już mnie tu nie będzie. Prawdopodobnie widzę ją ostatni raz. Chcę ją zobaczyć nago. Zwłaszcza, że przez dwa lata nie widziałem jej pięknego ciała.
Odpina stanik i rzuca go na trawę. O boże. 
-Masz taką minę jakbyś zobaczył ducha - śmieje się głośno. -Co przez ostatnie dwa lata cycków nie widziałeś? - śmieje się jeszcze głośniej.
Mógłbym jej odpowiedzieć ,,widziałem i to baaardzo dużo'',ale daruje sobie. Nie chcę wyjść na jakiegoś dziwkarza,choć tak naprawdę nim jestem. Ale Diego jest większym. 
Fran ściąga swoje majtki i tak samo rzuca je gdzieś na trawę. Nie daje mi się napatrzeć, szybko skacze do wody. Robię to samo. 
Woda jest lodowata. Nie dziwie się, jest gdzieś tak po 1. Za niecałe dwie godziny muszę wracać. Jedziemy do San Francisco. Żałuje, że nie jest inaczej.
Francesca zaczyna się śmiać na cały głos. To bardzo zarażające. Zawsze śmiała się z małych i nieistotnych rzeczy. 
-Dawno tego nie robiłam! Chyba z dwa lata temu! - krzyczy,choć wcale nie jest daleko ode mnie. 
-Ja też! - odkrzykuję.
Przybliża się do mnie.
-Pamiętasz jak na imprezie u Cami, rozebrałam się do naga i skoczyłam do basenu? Chciałeś ze mną zerwać po tej akcji. Ale potem wszyscy wzięli ze mnie przykład,nawet ty dałeś się na mówić. I później to powtarzaliśmy,ale sam na sam. Chodziliśmy nad różne jeziora i stawy. Nie zwracaliśmy uwagi na nic innego. Tylko to się liczyło.
Dokładnie pamiętam wszystkie te akcje myślę.
-Wypiękniałeś - mówi po chwili, przerywając ciszę. 
Cała Francesca. Zawsze wali prosto z mostu to co myśli.
-Ty również - odpowiadam zgodnie z prawdą.
-No wiem, zawsze miałeś słabość do mojego ciała.
-I nie tylko. 
-Leon?
-Tak?
-Czy ty mnie kiedykolwiek kochałeś?
To pytanie mnie szokuje i nie wiem co mam odpowiedzieć. ,,Tak kochałem,popadłem w depresje,gdy odeszłaś i powiem ci, że nadal coś do ciebie czuję, choć wiem, że to już skończone.''
Odpowiadam jednak:
-Co to za pytanie?
-Ja cię kochałam. I chcę wiedzieć czy ty mnie też.
-Kochałem Cię.
-Kiedyś. Teraz już nie. Prawda?
Czy ta kobieta zawsze była taka upierdliwa?
-Prawda. Ty mnie też,prawda?
-Prawda.

***

Wracamy już do mojego hotelu. Fran nalegała, że pójdzie ze mną. Chcę się spotkać jeszcze z Diego i Fede. To pytanie czy nadal ją kocham wbiło mnie w ścianę. Musiałem powiedzieć, że nie. Ona zresztą tak powiedziała,więc po co miałem mówić prawdę?
Idziemy do pokoju mojego i Diego. Gdy wchodzimy widzimy Hernadeza pakującego swoje rzeczy.Podnosi na nas wzrok. A zwłaszcza na Fran,która podbiega i go przytula.
-Mała, co tu robisz? - pyta zaskoczony a zarazem szczęśliwy.
Zawsze miałem wrażenie, że Fran mu się podoba. Ale Diego i tak by ją tylko zaliczył i porzucił,więc nie mam się o co martwić.
-Kiedy to my się ostatnio widzieliśmy? W liceum? - uśmiecha się i wydobywa z jego uścisku.
-Leon,stary nic nie mówiłeś. - Hernadez zwraca się teraz do mnie.
-Fede to ukartował.
-Fede? Kto by pomyślał, że on taki mądry. 
Fran go szturcha. 
-Boże,pamiętam naszą paczkę w liceum. Ja,Leon,ty,Fede i Lu. - wspomina.
-Właśnie co z Lu? - dopytuje się Diego.
-Nie mam pojęcia - odpowiada. - Była moją najlepszą przyjaciółką, nie wiem co się z nią stało.
-Ciekawe - rzucam. -Idę po chłopaków i Jane.
Zostawiam Diego i Fran i wychodzę,kierując się najpierw do pokoju Fede i Adama a potem do Jane i Lisy.
Lisa nie chciała poznać Fran,więc w czwórkę wracamy do mojego pokoju. Fran i Diego siedzą na kanapie i rozmawiają, śmiejąc się i wspominając dawne lata.
-Przyprowadziłem resztę - mówię.
Francesca poznaje Adama i Jane. Jest już po 2, będziemy musieli się zbierać. 
-I jak? - bierze mnie na stronę Fede i wypytuje o szczegóły.
-Nijak.
-Jak to nijak? Jest jakaś szansa na odbudowanie tego?
-Ona mnie już nie kocha. Sama to powiedziała. I powiedziała, że mnie znienawidziła.
-Co ty pierdolisz? Fran cię nie kocha? Ona cię nie kocha? Nigdy w to nie uwierzę. 
-I tak nie chcę związku. Jestem w trasie, lubię swoje fanki na jedną noc. 
-Spadaj - mówi zrezygnowany i odchodzi.
-Leon! - podchodzi do mnie Francesca. -Chcę pojechać z wami. Do San Francisco.
-Co? - wybucham śmiechem.
-Co w tym śmiesznego? - marszczy brwi. 
-Podobno masz nagrywać płytę.
-Pieprzyć to. Moi ludzie chcieli tej płyty. Mi na tym nie zależy.
-I co zrobisz? Uciekniesz?
-Zadzwonię do swoich ludzi, przywiozą moje rzeczy i mogę jechać. Proszę. 

***

Fran postawiła na swoim i zadzwoniła do swojego menadżera ,żeby przywiózł jej rzeczy do naszego hotelu. Zadawałem sobie jedno pytanie: Po co to robi? Wyraźnie mi powiedziała, że nie chce niczego więcej niż przyjaźni. Ja w sumie też niczego więcej nie chcę. Może przyjaźń z Fran, będzie lepsza niż związek. Podchodzę do Jamesa:
-Francesca jedzie z nami - oznajmiam.
-Gdzie?
-No do San Francisco.
-Leon, wiesz, że to niemożliwe. Wystarczy już, że jedzie Lisa.
-Lisa z nami jedzie – wtrąca się Jane.
Patrzymy na nią zaskoczeni.
-Dlaczego? – pytam.
-Rozstałyśmy się, pasuje? – mówi i odchodzi.
-No to, Fran może jechać? –pytam ponownie.
-Róbcie co chcecie. 
-Dzięki, stary.

***

Kilka minut później, wszyscy jesteśmy już w busie. 
-Laluniu, gdzie twoja dziewczyna? – śmieje się Diego.
-Spierdalaj – warczy Jane.
-Daj jej spokój – mówię do Hernadeza cicho.
-Dopiero się rozkręcam – odpowiada. – Byłaś słaba w łóżku czy coś?
Jane robi się czerwona na twarzy. 
-Ty pieprzony kutasie! – wrzeszczy i zaczyna go okładać pięściami.
Wchodzi James.
-Spokojnie ,kotku – śmieje się Diego. –Ała!
-Zabije cię!
Razem z Jamsem próbujemy ich rozdzielić. 

xxx
*Jeśli przeczytałeś to skomentuj*

Na początku chcę podziękować dwóm komentatorkom,które komentują naprawdę każdy rozdział! Dziękuje wam kochane :*
Martwię się że nikt więcej nie komentuje tego opowiadania...naprawdę jest takie złe?
No nic, będę cierpliwa. Wiem,że dopiero miesiąc mam tego bloga,więc na razie się nie martwię :)

Miłego weekendu i tygodnia!
Do zobaczenia :*

CV.

sobota, 3 października 2015

Chapter three: She


Mam ogień w sercu,
mam rzekę zamiast duszy 

Dwa lata temu zakochałem się na zabój po raz pierwszy w czarnowłosej dziewczynie o piwnych oczach, zabójczym wyglądzie i cudownym charakterze. To było coś. Mimo, że się bez przerwy kłóciliśmy,zdradzaliśmy,biliśmy (może nie dosłownie) to i tak kochaliśmy się nad życie. Aż w końcu ona tego nie wytrzymała. Spakowała manatki i już więcej jej nie zobaczyłem.Słyszałem, że przeprowadziła się do Chicago i została blogerką. Ale nie wnikałem w to. Nie chciałem jej znać. Doprowadziła mnie do najgorszego stanu psychicznego jaki tylko może być na tym durnym świecie. Nigdy więcej nie przeżyłem czegoś takiego.
Teraz jestem tu. W Nowym Yorku. W hotelu i czekam na próbę. Ona też tu jest.W tym samym mieście. Mam ją na wyciągnięcie ręki. A jednak nie chcę. Nie chcę jej zobaczyć. Jutro już mnie tu nie będzie, a ona pewnie spędzi tu kilka dni. To nie ma sensu. Nic nie ma sensu.
Federico to ustawił. Tak myślałem. Specjalnie zostawił telefon  i wyszedł. Wiedział, że to sprawdzę. Chciał mi pomóc. Tylko niedokońca wiem w czym.
Próba mija dosyć szybko.Gramy kilka kawałków, rozgrzewamy instrumenty. Sala koncertowa jest ogromna. Przyjdzie z 10 tysięcy osób. Graliśmy dla większej publiczności,ale nawet lepiej,że będzie mniej ludzi. Nie lubię,gdy wszyscy zlewają się w jedną całość.
 Koncert jest o 9 wieczorem. Ludzie zaczynają wchodzić do sali. Robimy ostatnie poprawki.
-Gdzie jest kurwa mój T-shirt? - drze się na cały głos Diego.
I niby on jest zdenerwowany? Chyba nie widzi jak mnie się ręce trzęsą.
James przychodzi i próbuje go uspokoić. Nie mija minuta a koszulka się znajduję. Jane robi makijaż przy wielkim lustrze. Podchodzę do niej.
-Jak tam? Gdzie Lisa? - pytam.
Zamiera z czarną kredką do brwi w dłoni.
-Spierdalaj - mówi to tak spokojnie, że nawet nie jestem zły.
Chyba poruszyłem drażliwy temat. Nie powinienem pytać o jej dziewczynę z którą prawdopodobnie jest pokłócona, przed koncertem. Ja i moje pomysły.
-Za dwie minuty wchodzimy! - słyszymy głos Federico.
Jestem na niego zły. Wiem, że chciał pomóc. Wiem to. Ale to nie zmienia faktu, że poruszył mocną i głęboką ranę w moim ciele i duszy i umyśle i w ogóle we wszystkim. Powinien sobie znaleźć dziewczynę. I przeżyć z nią to samo co ja. Może by zrozumiał o co chodzi. Może.
Wchodzimy na scenę. Zajmuje swoje miejsce przy mikrofonie. Witam się z publicznością i gram ile sił mam w sobie. Cały dzień wzbierał się we mnie niepokój i teraz mogę go wreszcie wypuścić. Niech lata między innych ludzi. Niech go poczują. Niech poczują to co ja.
Zamykam oczy.Pozwalam sobie odpłynąć. Odpłynąć w inną krainę. Gdzie nie ma nikogo. Jestem sam. Sam na sam.
Otwieram oczy.Patrze na publiczność. Coś nie gra. Widzę ją. Rozmazaną. W oddali. Miga w moich oczach. Ostatnia piosenka jest o rozstaniu. Coś we mnie pęka.
Gdy kończymy grać jak najszybciej idę za kulisy. Biorę łyk wody.
-Leon wszystko gra? - podchodzi do mnie Fede.
-Ona tu jest.Widziałem ją.
Federico zamyka oczy i szybko je otwiera.
-Ja ją zaprosiłem. Musicie pogadać. Zaraz tu przyjdzie.
-O czym ty kurwa do mnie mówisz?! -  wrzeszczę.
-Leon, ja rozumiem.Ale to twoja jedyna szansa. Wiem co przez nią przeżyłeś. I trzeba to naprawić.
-Tego się nie da naprawić - mówię spokojniejszym tonem.
-Leon - słyszę damski głos za swoimi plecami. O boże. To ten głos. To ona.
Odwracam się bardzo powoli,jak tylko potrafię. Staje jak wryty.Po dwóch latach zobaczyć swoją pierwszą miłość to jak wygrać w totka. Nawet jeśli to była toksyczna miłość.Nie mogę się na nią napatrzeć.Prawie się nie zmieniła. Nadal jest piękna. Najpiękniejsza. Spałem z tyloma dziewczynami i żadna jej nie dorównuje.
-Zostawię was samych.Tylko pamiętaj,przyjdź za 10 minut na podpisywanie autografów. - mówi Fede i wszyscy wychodzą z garderoby.
Tylko Fede i Diego praktycznie wiedzą co się wydarzyło między mną a Fran. Jane i Adam tylko słyszeli,ale niewiele.
-Boże,Leon. Tyle lat - mówi ze łzami w oczach i mnie przytula. Jak najmocniej.
Muszę się wziąć w garść. Nadal jest spontaniczna i niezrównoważona. Przytula mnie pomimo tylu wydarzeń między nami.
Odwzajemniam uścisk i myślę sobie,że to nie ,,tyle lat'' a na szczęście lub na nieszczęście tylko dwa. Zawsze mogło być więcej. Moglibyśmy spotkać się za dziesięć lat. Albo wcale.
Inaczej wyobrażałem sobie nasze spotkanie. Myślałem, że będziemy stali naprzeciwko siebie i nie będziemy wiedzieli co mówić. Myślałem, że będzie niezręcznie. Ale myliłem się. Przytulamy się. I moje uczucia znowu igrają ze sobą.
Uwalniam się z uścisku i patrze jej w oczy. Odsuwa się kawałek.
-Dobrze cię widzieć. Świetnie gracie. Chyba muszę kupić sobie waszą płytę - śmieje się cicho.
-A ja za to widziałem twojego bloga. Wow - mówię.
Prawdę mówiąc widziałem go tylko raz i to przypadkowo. No dobra nie przypadkowo.
-Ta, jakoś musiałam sobie radzić. Masz ochotę na jakieś piwo?
-Muszę zostać chwilę i zająć się fanami.
-Nie ma sprawy, poczekam.
-Fran, za parę godzin już mnie tu nie będzie. Jedziemy do San Francisco.
Patrzy na mnie.
-Chciałam tylko,no wiesz...pogadać jak za dawnych lat. Tylko ty i ja. I wyjaśnić ci parę spraw.
Zastanawiam się przez chwilę. W sumie mogę jakoś się zwinąć. Nikt nie musi wiedzieć.
-Okej. Chodźmy. Teraz.
-Teraz? Ale mówiłeś...
-Wiem co mówiłem - biorę ją za rękę i rozglądam się dookoła. - Dobra droga wolna. Idziemy. Szybko.

***

Biegniemy ile sił nam w nogach,śmiejąc się głośno. W sumie tylko Fran się śmieje. Dobiegamy do pobliskiego sklepu spożywczego i kupujemy dwa piwa w butelkach. Potem idziemy przez park nad małe jeziorko. Fran prowadzi, ja nie znam miasta. 
Gdy jesteśmy na miejscu, siadamy na trawie. Jest po 11 w nocy,ale powietrze jest ciepłe.
-Więc przyjechałaś, żeby nagrywać swoją pierwszą płytę? -zaczynam.
Kiwa głową.
-Zawsze lubiłam śpiewać. A, że mam możliwości to czemu nie. Raz się żyję - bierze łyk alkoholu. -Leon?
-Tak?
-Zastanawiałeś się kiedyś dlaczego rzuciłam wszystko, w tym ciebie i wyjechałam?
Przełykam ślinę.
-Wiele razy.
Nie wiem czy chcę o tym gadać. To zbyt boli. Ale Fran widocznie nie odpuści.
-Zdradzaliśmy się i... - przerywam jej.
-Poprawka: Ty pierwsza mnie zdradziłaś.
-Pieprzyłeś się z Amber!
-A ty z Chuckiem.
-Nie ważne.
-Właśnie,że ważne. Obwiniasz tylko mnie a to była też twoja wina.
-Wiem. Nie dałeś mi skończyć. Więc miałam tego dość, nienawidziłam cię szczerze i siebie też nienawidziłam. Wyrządziliśmy sobie tyle krzywdy. Musiałam zniknąć. Najpierw pracowałam w kawiarni a potem postanowiłam założyć bloga. Bardzo szybko stałam się popularna. Słyszałam też o waszym zespole. I o płycie,która stała się hitem.Te piosenki są o nas prawda?
Nie będę jej okłamywać.
-Tak,o nas.
Kiwa głową i bierze duży łyk piwa. Dzwoni mój telefon. Wyciągam go z kieszeni i patrzę na wyświetlacz. To Federico.
-Odbierz - nalega Fran.
-Pieprzyć to - odpowiadam i odrzucam połączenie. - Za dawnych nas - podnoszę butelkę do góry.
Stukamy się, śmiejąc się głośno.

*Jeśli przeczytałeś to skomentuj*
Widzimy się za tydzień :)
Miłego weekendu!
CV.