Strony

sobota, 10 października 2015

Chapter four: Memories


Ta noc kończy się 
Nie pozwólmy odejść jej 

O 1 w nocy nadal jestem z Fran w tym samym miejscu. Porozmawialiśmy tak jak dawniej,czuję się jak nowo narodzony. Nagle Francesca wstaje i zaczyna ściągać z siebie ubrania.
-Co robisz? - pytam zdziwiony.
-Nie pamiętasz? Prawie zawsze nocą pływaliśmy w jeziorze. No dawaj! Będzie fajnie.
-Nie wiem czy to dobry pomysł...
-Wspaniały! - krzyczy. Jest już w samej bieliźnie. - Raz się żyję - mówi i te słowa mnie przekonują.
Zawsze tak mówiła. ,,Życie jest piękne'' ,,Liczą się tylko chwilę'' ,,Raz się żyję'' albo ,,W życiu piękne są tylko chwile'' 
Pomimo tylu krzywd, pozostawała optymistką każdego dnia. I nadal nią jest.
Ściągam wszystko i po chwili jestem już w samych bokserkach. Fran podchodzi do mnie blisko i szepcze mi do ucha:
-Do naga - mówi to tak seksownie, że nie mogę się jej oprzeć.
Jutro już mnie tu nie będzie. Prawdopodobnie widzę ją ostatni raz. Chcę ją zobaczyć nago. Zwłaszcza, że przez dwa lata nie widziałem jej pięknego ciała.
Odpina stanik i rzuca go na trawę. O boże. 
-Masz taką minę jakbyś zobaczył ducha - śmieje się głośno. -Co przez ostatnie dwa lata cycków nie widziałeś? - śmieje się jeszcze głośniej.
Mógłbym jej odpowiedzieć ,,widziałem i to baaardzo dużo'',ale daruje sobie. Nie chcę wyjść na jakiegoś dziwkarza,choć tak naprawdę nim jestem. Ale Diego jest większym. 
Fran ściąga swoje majtki i tak samo rzuca je gdzieś na trawę. Nie daje mi się napatrzeć, szybko skacze do wody. Robię to samo. 
Woda jest lodowata. Nie dziwie się, jest gdzieś tak po 1. Za niecałe dwie godziny muszę wracać. Jedziemy do San Francisco. Żałuje, że nie jest inaczej.
Francesca zaczyna się śmiać na cały głos. To bardzo zarażające. Zawsze śmiała się z małych i nieistotnych rzeczy. 
-Dawno tego nie robiłam! Chyba z dwa lata temu! - krzyczy,choć wcale nie jest daleko ode mnie. 
-Ja też! - odkrzykuję.
Przybliża się do mnie.
-Pamiętasz jak na imprezie u Cami, rozebrałam się do naga i skoczyłam do basenu? Chciałeś ze mną zerwać po tej akcji. Ale potem wszyscy wzięli ze mnie przykład,nawet ty dałeś się na mówić. I później to powtarzaliśmy,ale sam na sam. Chodziliśmy nad różne jeziora i stawy. Nie zwracaliśmy uwagi na nic innego. Tylko to się liczyło.
Dokładnie pamiętam wszystkie te akcje myślę.
-Wypiękniałeś - mówi po chwili, przerywając ciszę. 
Cała Francesca. Zawsze wali prosto z mostu to co myśli.
-Ty również - odpowiadam zgodnie z prawdą.
-No wiem, zawsze miałeś słabość do mojego ciała.
-I nie tylko. 
-Leon?
-Tak?
-Czy ty mnie kiedykolwiek kochałeś?
To pytanie mnie szokuje i nie wiem co mam odpowiedzieć. ,,Tak kochałem,popadłem w depresje,gdy odeszłaś i powiem ci, że nadal coś do ciebie czuję, choć wiem, że to już skończone.''
Odpowiadam jednak:
-Co to za pytanie?
-Ja cię kochałam. I chcę wiedzieć czy ty mnie też.
-Kochałem Cię.
-Kiedyś. Teraz już nie. Prawda?
Czy ta kobieta zawsze była taka upierdliwa?
-Prawda. Ty mnie też,prawda?
-Prawda.

***

Wracamy już do mojego hotelu. Fran nalegała, że pójdzie ze mną. Chcę się spotkać jeszcze z Diego i Fede. To pytanie czy nadal ją kocham wbiło mnie w ścianę. Musiałem powiedzieć, że nie. Ona zresztą tak powiedziała,więc po co miałem mówić prawdę?
Idziemy do pokoju mojego i Diego. Gdy wchodzimy widzimy Hernadeza pakującego swoje rzeczy.Podnosi na nas wzrok. A zwłaszcza na Fran,która podbiega i go przytula.
-Mała, co tu robisz? - pyta zaskoczony a zarazem szczęśliwy.
Zawsze miałem wrażenie, że Fran mu się podoba. Ale Diego i tak by ją tylko zaliczył i porzucił,więc nie mam się o co martwić.
-Kiedy to my się ostatnio widzieliśmy? W liceum? - uśmiecha się i wydobywa z jego uścisku.
-Leon,stary nic nie mówiłeś. - Hernadez zwraca się teraz do mnie.
-Fede to ukartował.
-Fede? Kto by pomyślał, że on taki mądry. 
Fran go szturcha. 
-Boże,pamiętam naszą paczkę w liceum. Ja,Leon,ty,Fede i Lu. - wspomina.
-Właśnie co z Lu? - dopytuje się Diego.
-Nie mam pojęcia - odpowiada. - Była moją najlepszą przyjaciółką, nie wiem co się z nią stało.
-Ciekawe - rzucam. -Idę po chłopaków i Jane.
Zostawiam Diego i Fran i wychodzę,kierując się najpierw do pokoju Fede i Adama a potem do Jane i Lisy.
Lisa nie chciała poznać Fran,więc w czwórkę wracamy do mojego pokoju. Fran i Diego siedzą na kanapie i rozmawiają, śmiejąc się i wspominając dawne lata.
-Przyprowadziłem resztę - mówię.
Francesca poznaje Adama i Jane. Jest już po 2, będziemy musieli się zbierać. 
-I jak? - bierze mnie na stronę Fede i wypytuje o szczegóły.
-Nijak.
-Jak to nijak? Jest jakaś szansa na odbudowanie tego?
-Ona mnie już nie kocha. Sama to powiedziała. I powiedziała, że mnie znienawidziła.
-Co ty pierdolisz? Fran cię nie kocha? Ona cię nie kocha? Nigdy w to nie uwierzę. 
-I tak nie chcę związku. Jestem w trasie, lubię swoje fanki na jedną noc. 
-Spadaj - mówi zrezygnowany i odchodzi.
-Leon! - podchodzi do mnie Francesca. -Chcę pojechać z wami. Do San Francisco.
-Co? - wybucham śmiechem.
-Co w tym śmiesznego? - marszczy brwi. 
-Podobno masz nagrywać płytę.
-Pieprzyć to. Moi ludzie chcieli tej płyty. Mi na tym nie zależy.
-I co zrobisz? Uciekniesz?
-Zadzwonię do swoich ludzi, przywiozą moje rzeczy i mogę jechać. Proszę. 

***

Fran postawiła na swoim i zadzwoniła do swojego menadżera ,żeby przywiózł jej rzeczy do naszego hotelu. Zadawałem sobie jedno pytanie: Po co to robi? Wyraźnie mi powiedziała, że nie chce niczego więcej niż przyjaźni. Ja w sumie też niczego więcej nie chcę. Może przyjaźń z Fran, będzie lepsza niż związek. Podchodzę do Jamesa:
-Francesca jedzie z nami - oznajmiam.
-Gdzie?
-No do San Francisco.
-Leon, wiesz, że to niemożliwe. Wystarczy już, że jedzie Lisa.
-Lisa z nami jedzie – wtrąca się Jane.
Patrzymy na nią zaskoczeni.
-Dlaczego? – pytam.
-Rozstałyśmy się, pasuje? – mówi i odchodzi.
-No to, Fran może jechać? –pytam ponownie.
-Róbcie co chcecie. 
-Dzięki, stary.

***

Kilka minut później, wszyscy jesteśmy już w busie. 
-Laluniu, gdzie twoja dziewczyna? – śmieje się Diego.
-Spierdalaj – warczy Jane.
-Daj jej spokój – mówię do Hernadeza cicho.
-Dopiero się rozkręcam – odpowiada. – Byłaś słaba w łóżku czy coś?
Jane robi się czerwona na twarzy. 
-Ty pieprzony kutasie! – wrzeszczy i zaczyna go okładać pięściami.
Wchodzi James.
-Spokojnie ,kotku – śmieje się Diego. –Ała!
-Zabije cię!
Razem z Jamsem próbujemy ich rozdzielić. 

xxx
*Jeśli przeczytałeś to skomentuj*

Na początku chcę podziękować dwóm komentatorkom,które komentują naprawdę każdy rozdział! Dziękuje wam kochane :*
Martwię się że nikt więcej nie komentuje tego opowiadania...naprawdę jest takie złe?
No nic, będę cierpliwa. Wiem,że dopiero miesiąc mam tego bloga,więc na razie się nie martwię :)

Miłego weekendu i tygodnia!
Do zobaczenia :*

CV.

2 komentarze:

  1. Śliczny twoje opowiadanie jest cudowne i nie martw się każdy musi od czegoś zacząć ;***
    Szkoda tylko , że nie dodajesz rozdziałów chociaż dwa razy w tygodniu , bo ja poprostu się uzależniłam od tego opowiadania ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej miśka wybacz ze nie skomentowałam poprzedniego, ale nawet nie wiem kiedy ten tydzień minął :)
    Rozdział jest genialny a opowiadanie cudowne ♥
    Po prostu ci zazdroszczę tego talentu i pomysłów :*
    Co do ilości komentarzy to się nie martw bo na pdwno wiele osób czyta twoje rozdziały ale może nie mają czasu lub chorują na bardzo popularną chorobę XXI wieku znana głównie u nastolatków lenistwo XD
    Dobra kończę weny i czekam na next.
    KC Sofie :***

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz daje mi mnóstwo motywacji do dalszego pisania. Zależy mi na tym :)