sobota, 3 października 2015

Chapter three: She


Mam ogień w sercu,
mam rzekę zamiast duszy 

Dwa lata temu zakochałem się na zabój po raz pierwszy w czarnowłosej dziewczynie o piwnych oczach, zabójczym wyglądzie i cudownym charakterze. To było coś. Mimo, że się bez przerwy kłóciliśmy,zdradzaliśmy,biliśmy (może nie dosłownie) to i tak kochaliśmy się nad życie. Aż w końcu ona tego nie wytrzymała. Spakowała manatki i już więcej jej nie zobaczyłem.Słyszałem, że przeprowadziła się do Chicago i została blogerką. Ale nie wnikałem w to. Nie chciałem jej znać. Doprowadziła mnie do najgorszego stanu psychicznego jaki tylko może być na tym durnym świecie. Nigdy więcej nie przeżyłem czegoś takiego.
Teraz jestem tu. W Nowym Yorku. W hotelu i czekam na próbę. Ona też tu jest.W tym samym mieście. Mam ją na wyciągnięcie ręki. A jednak nie chcę. Nie chcę jej zobaczyć. Jutro już mnie tu nie będzie, a ona pewnie spędzi tu kilka dni. To nie ma sensu. Nic nie ma sensu.
Federico to ustawił. Tak myślałem. Specjalnie zostawił telefon  i wyszedł. Wiedział, że to sprawdzę. Chciał mi pomóc. Tylko niedokońca wiem w czym.
Próba mija dosyć szybko.Gramy kilka kawałków, rozgrzewamy instrumenty. Sala koncertowa jest ogromna. Przyjdzie z 10 tysięcy osób. Graliśmy dla większej publiczności,ale nawet lepiej,że będzie mniej ludzi. Nie lubię,gdy wszyscy zlewają się w jedną całość.
 Koncert jest o 9 wieczorem. Ludzie zaczynają wchodzić do sali. Robimy ostatnie poprawki.
-Gdzie jest kurwa mój T-shirt? - drze się na cały głos Diego.
I niby on jest zdenerwowany? Chyba nie widzi jak mnie się ręce trzęsą.
James przychodzi i próbuje go uspokoić. Nie mija minuta a koszulka się znajduję. Jane robi makijaż przy wielkim lustrze. Podchodzę do niej.
-Jak tam? Gdzie Lisa? - pytam.
Zamiera z czarną kredką do brwi w dłoni.
-Spierdalaj - mówi to tak spokojnie, że nawet nie jestem zły.
Chyba poruszyłem drażliwy temat. Nie powinienem pytać o jej dziewczynę z którą prawdopodobnie jest pokłócona, przed koncertem. Ja i moje pomysły.
-Za dwie minuty wchodzimy! - słyszymy głos Federico.
Jestem na niego zły. Wiem, że chciał pomóc. Wiem to. Ale to nie zmienia faktu, że poruszył mocną i głęboką ranę w moim ciele i duszy i umyśle i w ogóle we wszystkim. Powinien sobie znaleźć dziewczynę. I przeżyć z nią to samo co ja. Może by zrozumiał o co chodzi. Może.
Wchodzimy na scenę. Zajmuje swoje miejsce przy mikrofonie. Witam się z publicznością i gram ile sił mam w sobie. Cały dzień wzbierał się we mnie niepokój i teraz mogę go wreszcie wypuścić. Niech lata między innych ludzi. Niech go poczują. Niech poczują to co ja.
Zamykam oczy.Pozwalam sobie odpłynąć. Odpłynąć w inną krainę. Gdzie nie ma nikogo. Jestem sam. Sam na sam.
Otwieram oczy.Patrze na publiczność. Coś nie gra. Widzę ją. Rozmazaną. W oddali. Miga w moich oczach. Ostatnia piosenka jest o rozstaniu. Coś we mnie pęka.
Gdy kończymy grać jak najszybciej idę za kulisy. Biorę łyk wody.
-Leon wszystko gra? - podchodzi do mnie Fede.
-Ona tu jest.Widziałem ją.
Federico zamyka oczy i szybko je otwiera.
-Ja ją zaprosiłem. Musicie pogadać. Zaraz tu przyjdzie.
-O czym ty kurwa do mnie mówisz?! -  wrzeszczę.
-Leon, ja rozumiem.Ale to twoja jedyna szansa. Wiem co przez nią przeżyłeś. I trzeba to naprawić.
-Tego się nie da naprawić - mówię spokojniejszym tonem.
-Leon - słyszę damski głos za swoimi plecami. O boże. To ten głos. To ona.
Odwracam się bardzo powoli,jak tylko potrafię. Staje jak wryty.Po dwóch latach zobaczyć swoją pierwszą miłość to jak wygrać w totka. Nawet jeśli to była toksyczna miłość.Nie mogę się na nią napatrzeć.Prawie się nie zmieniła. Nadal jest piękna. Najpiękniejsza. Spałem z tyloma dziewczynami i żadna jej nie dorównuje.
-Zostawię was samych.Tylko pamiętaj,przyjdź za 10 minut na podpisywanie autografów. - mówi Fede i wszyscy wychodzą z garderoby.
Tylko Fede i Diego praktycznie wiedzą co się wydarzyło między mną a Fran. Jane i Adam tylko słyszeli,ale niewiele.
-Boże,Leon. Tyle lat - mówi ze łzami w oczach i mnie przytula. Jak najmocniej.
Muszę się wziąć w garść. Nadal jest spontaniczna i niezrównoważona. Przytula mnie pomimo tylu wydarzeń między nami.
Odwzajemniam uścisk i myślę sobie,że to nie ,,tyle lat'' a na szczęście lub na nieszczęście tylko dwa. Zawsze mogło być więcej. Moglibyśmy spotkać się za dziesięć lat. Albo wcale.
Inaczej wyobrażałem sobie nasze spotkanie. Myślałem, że będziemy stali naprzeciwko siebie i nie będziemy wiedzieli co mówić. Myślałem, że będzie niezręcznie. Ale myliłem się. Przytulamy się. I moje uczucia znowu igrają ze sobą.
Uwalniam się z uścisku i patrze jej w oczy. Odsuwa się kawałek.
-Dobrze cię widzieć. Świetnie gracie. Chyba muszę kupić sobie waszą płytę - śmieje się cicho.
-A ja za to widziałem twojego bloga. Wow - mówię.
Prawdę mówiąc widziałem go tylko raz i to przypadkowo. No dobra nie przypadkowo.
-Ta, jakoś musiałam sobie radzić. Masz ochotę na jakieś piwo?
-Muszę zostać chwilę i zająć się fanami.
-Nie ma sprawy, poczekam.
-Fran, za parę godzin już mnie tu nie będzie. Jedziemy do San Francisco.
Patrzy na mnie.
-Chciałam tylko,no wiesz...pogadać jak za dawnych lat. Tylko ty i ja. I wyjaśnić ci parę spraw.
Zastanawiam się przez chwilę. W sumie mogę jakoś się zwinąć. Nikt nie musi wiedzieć.
-Okej. Chodźmy. Teraz.
-Teraz? Ale mówiłeś...
-Wiem co mówiłem - biorę ją za rękę i rozglądam się dookoła. - Dobra droga wolna. Idziemy. Szybko.

***

Biegniemy ile sił nam w nogach,śmiejąc się głośno. W sumie tylko Fran się śmieje. Dobiegamy do pobliskiego sklepu spożywczego i kupujemy dwa piwa w butelkach. Potem idziemy przez park nad małe jeziorko. Fran prowadzi, ja nie znam miasta. 
Gdy jesteśmy na miejscu, siadamy na trawie. Jest po 11 w nocy,ale powietrze jest ciepłe.
-Więc przyjechałaś, żeby nagrywać swoją pierwszą płytę? -zaczynam.
Kiwa głową.
-Zawsze lubiłam śpiewać. A, że mam możliwości to czemu nie. Raz się żyję - bierze łyk alkoholu. -Leon?
-Tak?
-Zastanawiałeś się kiedyś dlaczego rzuciłam wszystko, w tym ciebie i wyjechałam?
Przełykam ślinę.
-Wiele razy.
Nie wiem czy chcę o tym gadać. To zbyt boli. Ale Fran widocznie nie odpuści.
-Zdradzaliśmy się i... - przerywam jej.
-Poprawka: Ty pierwsza mnie zdradziłaś.
-Pieprzyłeś się z Amber!
-A ty z Chuckiem.
-Nie ważne.
-Właśnie,że ważne. Obwiniasz tylko mnie a to była też twoja wina.
-Wiem. Nie dałeś mi skończyć. Więc miałam tego dość, nienawidziłam cię szczerze i siebie też nienawidziłam. Wyrządziliśmy sobie tyle krzywdy. Musiałam zniknąć. Najpierw pracowałam w kawiarni a potem postanowiłam założyć bloga. Bardzo szybko stałam się popularna. Słyszałam też o waszym zespole. I o płycie,która stała się hitem.Te piosenki są o nas prawda?
Nie będę jej okłamywać.
-Tak,o nas.
Kiwa głową i bierze duży łyk piwa. Dzwoni mój telefon. Wyciągam go z kieszeni i patrzę na wyświetlacz. To Federico.
-Odbierz - nalega Fran.
-Pieprzyć to - odpowiadam i odrzucam połączenie. - Za dawnych nas - podnoszę butelkę do góry.
Stukamy się, śmiejąc się głośno.

*Jeśli przeczytałeś to skomentuj*
Widzimy się za tydzień :)
Miłego weekendu!
CV.

3 komentarze:

  1. Cudny dziewczyno masz talent ;** Już nie mogę się doczekać nexta :) Czyli Fran i Leon już byli razem ;) Fajny pomysł nadal jestem podjarana , że założyłaś nowe opowiadanie ;** Czekam na next ;***

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz daje mi mnóstwo motywacji do dalszego pisania. Zależy mi na tym :)